Uwaga! Opowiadanie przedstawia związek między Anglią a Japonią z Axis
Powers Hetalia!
Uniwersytet powoli zapełniał się przyszłymi
studentami, którzy pełni nadziei wkraczali w jego progi. Ja również miałem
wielkie plany i oczekiwania. Mianowicie, chciałem uczyć się medycyny. Dlaczego?
Teraz ciężko mi to wytłumaczyć. Nigdy nie interesowałem się pracą lekarza, ale
byłem chyba jedyną osobą w rodzinie, która nie mdlała na widok krwi i… jakoś
tak wyszło. Stwierdziwszy, że z przeznaczeniem nie ma co się kłócić, zapisałem
się na studia medyczne z postanowieniem, że ukończę je z dyplomem i zostanę
lekarzem. Oczywiście, nie znam jeszcze mojej specjalności, ale mam nadzieję, że
moi wykładowcy naprowadzą mnie na coś ciekawego.
Wszedłem do ogromnego holu wypełnionego po brzegi
przez grupki osób mniej więcej w moim wieku. Sufit podpierały dwie marmurowe
kolumny w jasnym odcieniu. Podłoga była wyłożona płytkami z jakiegoś kamienia,
a ściany pomalowane na jasnoniebieski kolor. Przede mną znajdował się ciąg
czterech sal ukrytych za szklanymi ścianami i rozsuwanymi drzwiami. Na pierwszy
rzut oka było widać, że nieco staremu budynkowi starano się nadać dosyć
nowoczesny wygląd.
- Igirisu! – usłyszałem za sobą znajomy, a
zarazem znienawidzony głos Ameryki, to znaczy Alfreda F. Jonesa.
Był to niewiele wyższy ode mnie mężczyzna w
okularach z czarnymi oprawkami i skórzanej brązowej kurtce lotnika. Na jego
głowie znajdowała się czapka pilotka, a w jego prawej ręce – hamburger. Byłem
pod wrażeniem tego, ile on ich zjada.
Westchnąłem i podszedłem do tego idioty, który
jak zawsze udawał bohatera. Dosłownie i w przenośni. W tamtym momencie próbował
rozłączyć dwóch walczących i pijanych chłopaków. Kto ich tu w ogóle
wpuścił?
- Widzę, że zamierzasz się uczyć? – Ameryka
zostawił w spokoju dwóch studentów.
- Nie, jestem tu, aby zostać pokojówką. –
odpowiedziałem sarkazmem.
- Myślałem, że chcesz być studentem, ale
pokojówka to chyba dobrze płatna robota, co? – Ameryka się uśmiechnął.
Moją jedyną reakcją na tamto zdanie było
uderzenie z całej siły dłonią w czoło. Echo tego plaśnięcia poniosło się po
holu, aż grupa studentek w krótkich spódniczkach się rozejrzała. Przejechałem
jeszcze prawą dłonią po twarzy, westchnąłem i odwróciłem się w prawo. Jak się
później okaże, była to najlepsza decyzja w moim życiu.
Kawałek dalej od nas stał niższy ode mnie o
jakieś dziesięć centymetrów chłopak. Posiadał czarne włosy niesięgające nawet
ramion i bursztynowe oczy o nieprzeniknionym spojrzeniu. Miał na sobie beżowy
sweter, czerwony szalik typu „komin” oraz proste czarne spodnie. Miał bladą
skórę, a w ręce trzymał czarny zeszyt.
Patrzyłem na niego trochę dłużej niż zwykłą
chwilę. Dwie minuty? Może więcej? Nie wiedziałem. Jednak w pewnym momencie
chłopak spojrzał na mnie z nieukrywaną ciekawością. Poczułem jak się rumienię i
błyskawicznie odwróciłem wzrok. Alfred zwrócił na to uwagę i popatrzył w stronę
tajemniczego studenta. Później zerknął na mnie i ponownie na niego.
- Iggy… Czy ty się… zakochałeś? – w tamtym
momencie miałem ochotę go udusić. Jednak nie był takim idiotą za jakiego go
brałem. – Jeżeli chcesz to ci pomogę. Koz ic iżi!* W końcu jestem
bohaterem!
- Nie… dzięki… - wydukałem.
Na szczęście przypomniałem sobie, że zaraz
rozpocznie się uroczystość otwarcia. Podczas niej miały zostać podane wszystkie
informacje na temat sal, w których będą się odbywały zajęcia, a później
rozdanie indeksów.
Kiedy odzyskałem czucie w nogach, odwróciłem się
w przeciwnym kierunku i ruszyłem przed siebie.
- Iggy! Sala sportowa jest tam! – usłyszałem za
sobą głos Ameryki, który na sto procent pokazał przeciwne skrzydło
uniwersytetu.
Błyskawicznie się odwróciłem i ruszyłem tym razem
w dobrą stronę. Dlaczego byłem taki rozkojarzony? Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi
się coś takiego. Czy Ameryka miał rację? Zakochałem się? I to w facecie? To
niemożliwe! A jednak, gdy spojrzałem na tamtego bruneta poczułem coś… takie
dziwne uczucie… Nie! Zakochanie się nie było moim celem i nigoldy nie będzie!
Koniec i kropka!
Po chwili przekroczyłem próg sali sportowej,
oddanej do dyspozycji klubów sportowych, które funkcjonowały na moim
uniwersytecie. Była to ogromna hala ze sceną na jej końcu. Na podwyższeniu
znajdowała się mównica i podłużny stół przykryty białą płachtą, a na dole stały
czarne składane krzesła. Miejsce było wypełnione przyszłymi i obecnymi
studentami, przez co ciężko było znaleźć wolne siedzenie. Wypatrzyłem puste
krzesło w pobliżu sceny i profilaktycznie do niego podbiegłem. Rozejrzałem się
szybko i na nim usiadłem. Wysoki blondyn, który był już prawie przy mnie,
zatrzymał się i ze zwieszoną głową poszedł szukać innego miejsca.
Kiedy upewniłem się, że jestem bezpieczny,
ponownie zlustrowałem wzrokiem całą salę. Wśród studentów i studentek
wypatrzyłem jego. Tajemniczy brunet, którego spotkałem wcześniej, siedział dwa
rzędy za mną. Kiedy go zobaczyłem, przyszły mi do głowy dziwne rzeczy… A
dokładniej wyobraziłem go sobie w stroju pokojówki. Nie, nie w TYM stroju, o
którym pomyśleliście. Spódnica sięgała dalej niż do połowy uda. Wybaczcie, że
nie spełniam Waszych… fantazji.
Jak na zawołanie, tajemniczy brunet odwrócił się
w moją stronę, a ja ponownie spłonąłem rumieńcem i obróciłem się w stronę
sceny. Jest ranek. Wyobrażanie sobie… zboczonych rzeczy z rana jest złe.
Próbowałem się uspokoić, ale moją głowę zalały wątpliwości. Czy naprawdę
interesuję się dziewczynami? Czy się oszukuję? Miałem serdecznie dość takich
myśli. I wizji tamtego faceta w stroju pokojówki też. Mimo że wyglądał tak
uroczo… STOP!
Nagle na scenie pojawił się pulchny mężczyzna po
czterdziestce, brązowym wąsie i garniturze w kratkę. Miał żółtą muchę w zielone
groszki i śniadą skórę. Na jego twarzy było też całkiem sporo zmarszczek…
- Witajcie, studenci! Od jutra zaczniecie naukę
pod czujnym okiem wykładowców, którzy podzielą się z wami swoim doświadczeniem
i wiedzą…
***
Po zakończonej uroczystości wszyscy udali się do
wyjścia. Niektórzy przewracali za sobą krzesła, inni kulturalnie i spokojnie
opuszczali salę. Przykładem tego drugiego zachowania był tamten tajemniczy
brunet. Jego ruchy były płynne i wypełnione opanowaniem. Cierpliwie czekał aż
większość opuści halę, by wyjść niemal na samym końcu.
Bez względu na to, jak źle lub gejowsko to
zabrzmi… Podziwiałem go. Każdy, najdrobniejszy szczegół, co niestety
doprowadziło do tego, że przez nieuwagę potknąłem się o przewrócone krzesło i
upadłem. Brunet odwrócił się w moją stronę, podbiegł i pomógł mi wstać.
- Wszystko w porządku? – zapytał, gdy stanąłem o
własnych siłach.
- T-tak. – nie mogłem wydusić z siebie nic
więcej.
- To dobrze. – na chwilę zapadła cisza. – Jestem
Kiku Honda, ale możesz nazywać mnie Nihon.
- Jestem Arthur Kirkland, znany również jako
Igirisu. – najgorsze i najbardziej gejowskie przedstawienie się, na jakie mnie
było stać. Przysięgam.
- Co studiujesz?
- Jeszcze nie zacząłem, ale idę na medycynę… A
ty? – byłem trochę skrępowany…
- Ja też. – na jego twarzy pojawiło się
zaskoczenie. To... było… takie… urocze… - Pewnie trafimy na tego samego
wykładowcę. Wiesz już, czym chcesz się specjalizować? Chciałbym zostać
kardiologiem.
Mógłbyś zbadać moje serce? Bije jak szalone.
- Jeszcze nie wiem…
- Rozumiem. – uśmiechnął się. Dlaczego… on …
jest… taki… uroczy?
- Po co tu sterczycie? Uroczystość się skończyła!
Do chałup! – na salę weszła sprzątaczka, która zaczęła wymachiwać mopem na
wszystkie strony.
- Przepraszamy! Już idziemy! – Nihon odkrzyknął i
pociągnął mnie (tak dwuznacznie…) do wyjścia.
Do mojej głowy znów zakradły się dziwne myśli.
Kiedy znaleźliśmy się w holu, Kiku mnie puścił.
- Może pójdziemy do biblioteki? To niedaleko. –
zaproponował. Kiwnąłem tylko głową i ruszyliśmy jemu tylko znanym korytarzem.
Po krótkim marszu dotarliśmy do biblioteki. Weszliśmy do środka i od razu
uderzył w nas zapach starych książek. Było to spore pomieszczenie z labiryntem
utworzonym z wysokich regałów wypełnionych po brzegi różnymi publikacjami. Po
prawej stronie od wejścia znajdowało się stare, porysowane biurko,
prawdopodobnie z drewna. Za nim stała pusta gablotka ze szklanymi drzwiczkami.
Pomieszczenie miało swoją atmosferę.
Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem sobie Nihona w
stroju pokojówki.
Spróbowałem otrząsnąć się z tej myśli, ale i tak
nie dało to zbyt wiele. Zrobiło mi się gorąco i spojrzałem na chłopaka, który
usiadł na podłodze za jednym z regałów.
- Tutaj będziemy mogli spokojnie porozmawiać. –
Kiku poklepał miejsce obok siebie. Posłusznie usiadłem.
Nastała niezręczna cisza wypełniona tylko szybkim
biciem mojego serca. Dlaczego się tak czułem? Dlaczego wyobrażałem sobie, że
się całujemy? Zrobiło mi się jeszcze goręcej, przez co ledwo dałem radę złapać
oddech. Słowa same zaczęły wypływać z moich ust i nie byłem w stanie ich już
zatrzymać.
- Nihon… - zacząłem. Spojrzał na mnie swoimi
pięknymi bursztynowymi oczami. – N-nie patrz tak na mnie. Dopiero, co cię poznałem,
ale… Nie chodzi o to, że stałeś się dla mnie… kimś wyjątkowym… Po prostu… - nie
umiałem sklecić poprawnego zdania.
Na swojej twarzy poczułem chłodną dłoń, której
właściciel się do mnie niebezpiecznie zbliżył. W jego oczach widziałem
zdecydowanie i wiedziałem, co się ma stać. Wyszeptał krótkie „wiem” i położył
drugą dłoń na moim policzku. Uśmiechnął się uroczo. Jego uśmiech wręcz
krzyczał: „Jesteś mój i nikomu cię nie oddam”. Po chwili zbliżył się do mnie
jeszcze o kilka milimetrów i nasze wargi się spotkały. Otworzyłem szerzej oczy
i oddałem pocałunek. W moim żołądku latały motyle, a ja poczułem się kochany.
Po raz pierwszy od tak długiego czasu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz