sobota, 17 maja 2014

O północy w bibliotece


Uwaga! Opowiadanie przedstawia związek między Anglią a Japonią z Axis Powers Hetalia!

Uniwersytet powoli zapełniał się przyszłymi studentami, którzy pełni nadziei wkraczali w jego progi. Ja również miałem wielkie plany i oczekiwania. Mianowicie, chciałem uczyć się medycyny. Dlaczego? Teraz ciężko mi to wytłumaczyć. Nigdy nie interesowałem się pracą lekarza, ale byłem chyba jedyną osobą w rodzinie, która nie mdlała na widok krwi i… jakoś tak wyszło. Stwierdziwszy, że z przeznaczeniem nie ma co się kłócić, zapisałem się na studia medyczne z postanowieniem, że ukończę je z dyplomem i zostanę lekarzem. Oczywiście, nie znam jeszcze mojej specjalności, ale mam nadzieję, że moi wykładowcy naprowadzą mnie na coś ciekawego. 
Wszedłem do ogromnego holu wypełnionego po brzegi przez grupki osób mniej więcej w moim wieku. Sufit podpierały dwie marmurowe kolumny w jasnym odcieniu. Podłoga była wyłożona płytkami z jakiegoś kamienia, a ściany pomalowane na jasnoniebieski kolor. Przede mną znajdował się ciąg czterech sal ukrytych za szklanymi ścianami i rozsuwanymi drzwiami. Na pierwszy rzut oka było widać, że nieco staremu budynkowi starano się nadać dosyć nowoczesny wygląd. 
- Igirisu! – usłyszałem za sobą znajomy, a zarazem znienawidzony głos Ameryki, to znaczy Alfreda F. Jonesa. 
Był to niewiele wyższy ode mnie mężczyzna w okularach z czarnymi oprawkami i skórzanej brązowej kurtce lotnika. Na jego głowie znajdowała się czapka pilotka, a w jego prawej ręce – hamburger. Byłem pod wrażeniem tego, ile on ich zjada. 
Westchnąłem i podszedłem do tego idioty, który jak zawsze udawał bohatera. Dosłownie i w przenośni. W tamtym momencie próbował rozłączyć dwóch walczących i pijanych chłopaków. Kto ich tu w ogóle wpuścił? 
- Widzę, że zamierzasz się uczyć? – Ameryka zostawił w spokoju dwóch studentów. 
- Nie, jestem tu, aby zostać pokojówką. – odpowiedziałem sarkazmem. 
- Myślałem, że chcesz być studentem, ale pokojówka to chyba dobrze płatna robota, co? – Ameryka się uśmiechnął. 
Moją jedyną reakcją na tamto zdanie było uderzenie z całej siły dłonią w czoło. Echo tego plaśnięcia poniosło się po holu, aż grupa studentek w krótkich spódniczkach się rozejrzała. Przejechałem jeszcze prawą dłonią po twarzy, westchnąłem i odwróciłem się w prawo. Jak się później okaże, była to najlepsza decyzja w moim życiu. 
Kawałek dalej od nas stał niższy ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów chłopak. Posiadał czarne włosy niesięgające nawet ramion i bursztynowe oczy o nieprzeniknionym spojrzeniu. Miał na sobie beżowy sweter, czerwony szalik typu „komin” oraz proste czarne spodnie. Miał bladą skórę, a w ręce trzymał czarny zeszyt. 
Patrzyłem na niego trochę dłużej niż zwykłą chwilę. Dwie minuty? Może więcej? Nie wiedziałem. Jednak w pewnym momencie chłopak spojrzał na mnie z nieukrywaną ciekawością. Poczułem jak się rumienię i błyskawicznie odwróciłem wzrok. Alfred zwrócił na to uwagę i popatrzył w stronę tajemniczego studenta. Później zerknął na mnie i ponownie na niego. 
- Iggy… Czy ty się… zakochałeś? – w tamtym momencie miałem ochotę go udusić. Jednak nie był takim idiotą za jakiego go brałem. – Jeżeli chcesz to ci pomogę. Koz ic iżi!* W końcu jestem bohaterem! 
- Nie… dzięki… - wydukałem. 
Na szczęście przypomniałem sobie, że zaraz rozpocznie się uroczystość otwarcia. Podczas niej miały zostać podane wszystkie informacje na temat sal, w których będą się odbywały zajęcia, a później rozdanie indeksów. 
Kiedy odzyskałem czucie w nogach, odwróciłem się w przeciwnym kierunku i ruszyłem przed siebie. 
- Iggy! Sala sportowa jest tam! – usłyszałem za sobą głos Ameryki, który na sto procent pokazał przeciwne skrzydło uniwersytetu. 
Błyskawicznie się odwróciłem i ruszyłem tym razem w dobrą stronę. Dlaczego byłem taki rozkojarzony? Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego. Czy Ameryka miał rację? Zakochałem się? I to w facecie? To niemożliwe! A jednak, gdy spojrzałem na tamtego bruneta poczułem coś… takie dziwne uczucie… Nie! Zakochanie się nie było moim celem i nigoldy nie będzie! Koniec i kropka! 
Po chwili przekroczyłem próg sali sportowej, oddanej do dyspozycji klubów sportowych, które funkcjonowały na moim uniwersytecie. Była to ogromna hala ze sceną na jej końcu. Na podwyższeniu znajdowała się mównica i podłużny stół przykryty białą płachtą, a na dole stały czarne składane krzesła. Miejsce było wypełnione przyszłymi i obecnymi studentami, przez co ciężko było znaleźć wolne siedzenie. Wypatrzyłem puste krzesło w pobliżu sceny i profilaktycznie do niego podbiegłem. Rozejrzałem się szybko i na nim usiadłem. Wysoki blondyn, który był już prawie przy mnie, zatrzymał się i ze zwieszoną głową poszedł szukać innego miejsca. 
Kiedy upewniłem się, że jestem bezpieczny, ponownie zlustrowałem wzrokiem całą salę. Wśród studentów i studentek wypatrzyłem jego. Tajemniczy brunet, którego spotkałem wcześniej, siedział dwa rzędy za mną. Kiedy go zobaczyłem, przyszły mi do głowy dziwne rzeczy… A dokładniej wyobraziłem go sobie w stroju pokojówki. Nie, nie w TYM stroju, o którym pomyśleliście. Spódnica sięgała dalej niż do połowy uda. Wybaczcie, że nie spełniam Waszych… fantazji. 
Jak na zawołanie, tajemniczy brunet odwrócił się w moją stronę, a ja ponownie spłonąłem rumieńcem i obróciłem się w stronę sceny. Jest ranek. Wyobrażanie sobie… zboczonych rzeczy z rana jest złe. Próbowałem się uspokoić, ale moją głowę zalały wątpliwości. Czy naprawdę interesuję się dziewczynami? Czy się oszukuję? Miałem serdecznie dość takich myśli. I wizji tamtego faceta w stroju pokojówki też. Mimo że wyglądał tak uroczo… STOP! 
Nagle na scenie pojawił się pulchny mężczyzna po czterdziestce, brązowym wąsie i garniturze w kratkę. Miał żółtą muchę w zielone groszki i śniadą skórę. Na jego twarzy było też całkiem sporo zmarszczek… 
- Witajcie, studenci! Od jutra zaczniecie naukę pod czujnym okiem wykładowców, którzy podzielą się z wami swoim doświadczeniem i wiedzą… 
*** 
Po zakończonej uroczystości wszyscy udali się do wyjścia. Niektórzy przewracali za sobą krzesła, inni kulturalnie i spokojnie opuszczali salę. Przykładem tego drugiego zachowania był tamten tajemniczy brunet. Jego ruchy były płynne i wypełnione opanowaniem. Cierpliwie czekał aż większość opuści halę, by wyjść niemal na samym końcu. 
Bez względu na to, jak źle lub gejowsko to zabrzmi… Podziwiałem go. Każdy, najdrobniejszy szczegół, co niestety doprowadziło do tego, że przez nieuwagę potknąłem się o przewrócone krzesło i upadłem. Brunet odwrócił się w moją stronę, podbiegł i pomógł mi wstać. 
- Wszystko w porządku? – zapytał, gdy stanąłem o własnych siłach. 
- T-tak. – nie mogłem wydusić z siebie nic więcej. 
- To dobrze. – na chwilę zapadła cisza. – Jestem Kiku Honda, ale możesz nazywać mnie Nihon. 
- Jestem Arthur Kirkland, znany również jako Igirisu. – najgorsze i najbardziej gejowskie przedstawienie się, na jakie mnie było stać. Przysięgam. 
- Co studiujesz? 
- Jeszcze nie zacząłem, ale idę na medycynę… A ty? – byłem trochę skrępowany… 
- Ja też. – na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. To... było… takie… urocze… - Pewnie trafimy na tego samego wykładowcę. Wiesz już, czym chcesz się specjalizować? Chciałbym zostać kardiologiem.  
Mógłbyś zbadać moje serce? Bije jak szalone. 
- Jeszcze nie wiem… 
- Rozumiem. – uśmiechnął się. Dlaczego… on … jest… taki… uroczy? 
- Po co tu sterczycie? Uroczystość się skończyła! Do chałup! – na salę weszła sprzątaczka, która zaczęła wymachiwać mopem na wszystkie strony. 
- Przepraszamy! Już idziemy! – Nihon odkrzyknął i pociągnął mnie (tak dwuznacznie…) do wyjścia. 
Do mojej głowy znów zakradły się dziwne myśli. Kiedy znaleźliśmy się w holu, Kiku mnie puścił. 
- Może pójdziemy do biblioteki? To niedaleko. – zaproponował. Kiwnąłem tylko głową i ruszyliśmy jemu tylko znanym korytarzem. Po krótkim marszu dotarliśmy do biblioteki. Weszliśmy do środka i od razu uderzył w nas zapach starych książek. Było to spore pomieszczenie z labiryntem utworzonym z wysokich regałów wypełnionych po brzegi różnymi publikacjami. Po prawej stronie od wejścia znajdowało się stare, porysowane biurko, prawdopodobnie z drewna. Za nim stała pusta gablotka ze szklanymi drzwiczkami. Pomieszczenie miało swoją atmosferę. 
Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem sobie Nihona w stroju pokojówki.
Spróbowałem otrząsnąć się z tej myśli, ale i tak nie dało to zbyt wiele. Zrobiło mi się gorąco i spojrzałem na chłopaka, który usiadł na podłodze za jednym z regałów. 
- Tutaj będziemy mogli spokojnie porozmawiać. – Kiku poklepał miejsce obok siebie. Posłusznie usiadłem. 
Nastała niezręczna cisza wypełniona tylko szybkim biciem mojego serca. Dlaczego się tak czułem? Dlaczego wyobrażałem sobie, że się całujemy? Zrobiło mi się jeszcze goręcej, przez co ledwo dałem radę złapać oddech. Słowa same zaczęły wypływać z moich ust i nie byłem w stanie ich już zatrzymać. 
- Nihon… - zacząłem. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi bursztynowymi oczami. – N-nie patrz tak na mnie. Dopiero, co cię poznałem, ale… Nie chodzi o to, że stałeś się dla mnie… kimś wyjątkowym… Po prostu… - nie umiałem sklecić poprawnego zdania. 
Na swojej twarzy poczułem chłodną dłoń, której właściciel się do mnie niebezpiecznie zbliżył. W jego oczach widziałem zdecydowanie i wiedziałem, co się ma stać. Wyszeptał krótkie „wiem” i położył drugą dłoń na moim policzku. Uśmiechnął się uroczo. Jego uśmiech wręcz krzyczał: „Jesteś mój i nikomu cię nie oddam”. Po chwili zbliżył się do mnie jeszcze o kilka milimetrów i nasze wargi się spotkały. Otworzyłem szerzej oczy i oddałem pocałunek. W moim żołądku latały motyle, a ja poczułem się kochany. Po raz pierwszy od tak długiego czasu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz